Ponieważ przygotowanie rzetelnych opracowań do Encyklopedii Kocich Chorób zajmuje mi więcej czasu niż bym chciała (szukanie źródeł, przygotowanie informacji z zagranicznych publikacji itp.), postanowiłam spróbować luźniejszego artykułu. Pastereloza jest chorobą odzwierzęcą i jej leczeniem zajmuje się medycyna ludzka. Dlatego i tak nie znalazłaby się w Encyklopedii Kocich Chorób. Przy okazji zobaczymy, czy forma blogowych wpisów się przyjmie. Dzisiaj moja osobista dygresja i przemyślenia nt. pogryzień przez koty…
W trakcie wieloletniej pracy z kotami, zdarzało mi się widzieć różne przypadki, choroby i sytuacje, które dotyczyły nie tylko moich pacjentów, ale także ich opiekunów. Do tego wpisu zainspirowała mnie historia Mańka i jego Pani. Wszystko zaczęło się od pogryzienia. Można rzec – sprawa prozaiczna, zawsze się może zdarzyć. Lekarz zapisze antybiotyk i wszystko się wygoi. W tym przypadku nie było tak łatwo. A wszystko z powodu pewnej bakterii.
Imię jej Pasteurella multocida
Wiele zabiegów jakie wykonuję ostatnimi czasy, stanowi kocia stomatologia. Niestety większość ogranicza temat do autoimmunologicznego zapalenia dziąseł i prawie wszystkie problemy jamy ustnej wrzuca do tego wora. Ale są też na szczęście właściciele i lekarze weterynarii, którzy poszerzają wiedzę o innych problemach paszczy, a także wybitni specjaliści „kociej gęby”.
Moja przygoda z leczeniem kocich pysków zaczyna się nieco inaczej niż „wszystko jest autoimmunologią”. Często pierwszą rzeczą w leczeniu zębów jest… pobranie wymazu. Potem przychodzi oczywiście dalsza diagnostyka, m.in. wycinki i histopatologia dziąseł, RTG, sanacja itd. W wynikach posiewu z pobranego wymazu wychodziły mi już różne rodzaje bakterii. Z ciekawostek – na razie naukowcom udało się zidentyfikować około 200 gatunków bakterii w kocim pysku (u psów już ponad 400).
W mojej pracy Pasteurella w posiewach z kociej jamy ustnej, występuje częściej niż inne bakterie. Jest to zapewne skutkiem tego, że jest to normalna flora w buzi każdego Mruczka (psa też). Bywa jednak, że trafiają się bardziej zjadliwe szczepy, o różnej antybiotykowrażliwości. Dlatego przy leczeniu schorzeń stomatologicznych bywa, że najpierw sięgam po posiew i antybiogram – by móc odpowiednio dobrać antybiotyk będący podstawą lub uzupełnieniem leczenia.
Ktoś zapyta może – po co robić posiew, skoro duża szansa, że wyjdzie Pasteurella? Nie można dać antybiotyku w ciemno? Teoretycznie można, trzeba wówczas uwzględnić spektrum działania leku i to, czy pokrywa nam się z oczekiwaną florą bakteryjną. Jednak w przypadku bardziej skomplikowanych problemów, infekcji mieszanej, czy wieloprzyczynowej choroby, nie tylko Pasteurella powinna być brana pod uwagę. Wówczas wynik posiewu i antybiogram bywają nieocenioną pomocą.
Czasem słyszy się zarzuty, że lekarze weterynarii dając leki „w ciemno” przyczyniają się do powstawania bardziej zjadliwych szczepów bakterii antybiotykoopornych. Jednak chyba nie jest to do końca prawda. Osobiście uważam, że w medycynie weterynaryjnej znacznie częściej zleca się posiewy mikrobiologiczne i antybiogramy, niż w ludzkiej. Często słyszę, jak przy nieleczącej się infekcji, ktoś z mojej rodziny ma po prostu zmieniony antybiotyk. A jak kolejny nie działa, to następny. Czasem są to nawet antybiotyki o podobnym spektrum działania przeciwbakteryjnego (zazwyczaj zaleca się zmienić na lek o szerszym lub innym obszarze bakteriobójczym).
Moja ciocia miała taką sytuację pięciokrotnie, zanim w końcu na własną rękę zleciła posiew bakteryjny. Dopiero to stało się podstawą do ukierunkowanego i skutecznego leczenia. I założę się, że większość z Was miała podobną sytuację w swoim otoczeniu lub nawet osobiście. No bo powiedzmy sobie szczerze, kto idąc do lekarza z np. bólem gardła, ma pobierany wymaz na badanie mikrobiologiczne? Może to kwestia czasu potrzebnego na uzyskanie wyniku, może problemów z refundacją takich badań, jenak moim zdaniem wykonywane są one u ludzi za rzadko. Ale w sumie dzisiejszym tematem miała być pastereloza…
Obecność bakterii Pasteurella multocida w kocim pysku jest całkowicie normalną sprawą i nie stanowi problemu albo oznacza mniejsze lub większe infekcje przyzębia. Jednak dla innych, może to być spory kłopot. Bakteria przenosić się może ze śliną i często wikła rany po pogryzieniu przez zwierzę, czego konsekwencją może być pastereloza. Nie ma tu znaczenia czy ofiarą zębów padł inny kot, czy też człowiek.
Sięgając do statystyk – około 15-20% pogryzień przez psy ma powikłania bakteryjne, przez koty – to ponad 50%. Może to wynikać z różnicy uzębienia u jednych i drugich. Jednak zanim zaczniecie rozważać pozbycie się Mruczka z domu, śpieszę donieść, że koty nie są urodzonymi mordercami i nie próbują wykończyć ludności swoją bakteryjną bronią biologiczną. Pracując tyle lat z kotami widziałam raptem kilkanaście przypadków pogryzienia opiekuna przez kota, z czego kilka zdarzyło się w trakcie wizyty, gdy zwierzę było zestresowane i przestraszone.
Tak właśnie było w przypadku Maniusia i jego opiekunki. Kot przestraszył się sąsiadów, uciekając w panice ugryzł swoją panią w nogę, ponieważ stanęła mu na drodze. Reszta jest niestety skutkiem zbagatelizowania problemu przez… lekarzy ludzkich.
Maniuś i jego Pani
Rana zrobiona przez Mańka, nie leczyła się prawidłowo, mimo zastosowanych antybiotyków pierwszego rzutu. W posiewie wyszły 3 rodzaje bakterii, w tym Pasteurella. Noga poniżej pogryzienia zaczęła puchnąć, sama rana ropiała, a dodatkowo dołączyły się objawy niedowładu. Konieczne było poruszanie się o kulach. Wiele wskazywało, że przyczyną jest pastereloza. Niestety lekarz, do którego pani udała się na konsultację chirurgiczną stwierdził, że „nie ma bakterii, która powodowałaby takie objawy” i wręcz zasugerował, że pani symuluje, by pozostać na zwolnieniu.
Kiedy Maniuś trafił do mnie na wizytę, jego opiekunka była już po kilku tygodniach leczenia, bez większych efektów. Ponieważ problem zaczął się od pogryzienia, zgłosiła się do mnie, by zdiagnozować swojego kota. Maniek miał umiarkowany kamień nazębny i niewielki przerost zapalny dziąseł. W pierwszej kolejności pobraliśmy wymaz z pyska i umówiliśmy się na badania mające zakwalifikować go do zabiegu sanacji.
Przy okazji wizyty rozmawiałyśmy o całej sytuacji. Podzieliłam się wiedzą, na temat własnych doświadczeń w kwestii flory bakteryjnej kociego pyska i tego, na co najczęściej Pasteurella jest wrażliwa w posiewach moich pacjentów. Poza tym, w trakcie tylu lat pracy z kotami, zdarzyło mi się już nie raz być pogryzioną. Bywały również sytuacje, gdy antybiotyki pierwszego rzutu nie dawały efektów. Zasugerowałam antybiotyki, o których warto porozmawiać z lekarzem prowadzącym.
Kiedy zobaczyłyśmy się w lecznicy jakiś czas później, dowiedziałam się, że początkowo nie wzięto moich sugestii pod uwagę. Lekarze nadal nie wierzyli, że to pastereloza i problem zdrowotny opiekunki Maniusia się pogorszył. Dodatkowo dołączyły się problemy ze wzrokiem. Na szczęście, kiedy spotkałyśmy się ponownie, w dniu zabiegu sanacji u Mańka, pani czuła się zdecydowanie lepiej. Jak się okazało – zmieniła lekarza, który zdecydował się zmienić antybiotyk na sugerowane przeze mnie fluorochinolony. W posiewie z pyska kota wyszła Pasteurella, oporna na antybiotyki pierwszego rzutu, wrażliwa tylko na leki z grupy fluorochinolonów i sulfonamidów potencjalizowanych.
Maniuś jest już po zabiegu sanacji, stan jego jamy ustnej na wizycie kontrolnej przedstawiał się bardzo dobrze. Jeszcze przez kilka dni będzie brał antybiotyk ze względu na chirurgiczną korektę przerośniętych dziąseł, które tworzyły tzw. kieszonki dziąsłowe, gdzie namnażają się bakterie i może dochodzić do uszkadzania szkliwa zębów. Kociak czuje się bardzo dobrze, apetyt mu dopisuje i mimo zabiegu, nie ma problemów z jedzeniem. Cieszę się, że udało mi się coś zrobić dla tych dwojga i wygląda, że wszystko jest na dobrej drodze, również jeśli chodzi o zdrowie jego opiekunki. Chociaż wciąż trochę przeraża mnie, co mogłoby się stać, gdyby pani nie trafiła na czas do lekarza, który potraktował pasterelozę poważnie, a nie jak mitologię z książek.
Dlatego zdecydowałam się na ten wpis, by chociaż trochę przybliżyć problem powikłanych ran gryzionych i ich możliwej przyczyny. Oby ta wiedza nie była potrzebna w praktyce, ale jeśli już tak się zdarzy – będziecie wiedzieć z czym możecie mieć do czynienia. Mam też nadzieję, że nie będzie to dla Was argument przeciwko kotom. Ta sama bakteria występuje również u psów i innych gatunków zwierząt 😉.
Większość przypadków pogryzień, nawet powikłanych przez Pasteurelle ładnie odpowiada na leczenie podstawowe. Często poprawa jest widoczna już w pierwszych dniach od jego włączenia. Ważne by, z jednej strony – nie bagatelizować sprawy (przypominam też, że w przypadku pogryzienia człowieka zwierzę podlega urzędowemu obowiązkowi obserwacji w kierunku wścieklizny), ale też nie zakładać czarnego scenariusza, bo one zdarzają się rzadko.
Pastereloza
Pasteuralla wywołuje u ludzi pasterelozę, zoonozę, czyli chorobę odzwierzęcą. Infekcja może przebiegać w formie odgraniczonej (najczęściej), a później w uogólnionej (często rozwój nieleczonej tej pierwszej). Pastereloza w postaci odgraniczonej może powodować zakażenia tkanki podskórnej, w dalszym przebiegu także ścięgien, stawów, czy nawet kości. Po pogryzieniu przez kota, często krótko po zdarzeniu, pojawia się obrzęk zapalny, podwyższona temperatura okolicy rany, bolesność, sączenie z rany. Jeśli dojdzie do jej zasklepienia – pod spodem zbiera się ropna wydzielina, która może tworzyć coraz większe ropnie. Zazwyczaj cały zespół wymienionych objawów rozwija się w ciągu pierwszych 24 h. Problem nieleczony rozprzestrzenia się na sąsiednie tkanki. To zazwyczaj jest moment, kiedy idziemy do lekarza.
U człowieka, który został pogryziony przez kota, właściwe na tym etapie powinno być pobranie wymazu z rany. W oczekiwaniu na wynik włącza się już wstępne leczenie. Jeśli pacjent nie ma ważnego szczepienia przeciwko tężcowi, zazwyczaj się je podaje i włącza antybiotyk. Bywa jednak, że trafi nam się bardziej oporny szczep i leczenie nie przynosi zamierzonego efektu lub przyczyną nie jest pastereloza. By móc stwierdzić brak poprawy, potrzeba co najmniej kilku dni. W tym czasie można już uzyskać wzrost bakterii z pobranej próbki i przypisany antybiogram.
W posiewach z ran gryzionych często otrzymujemy wzrost flory mieszanej (jak pamiętamy kot ma ponad 200 rodzajów bakterii w pysku). Zazwyczaj Pasteurella będzie wśród nich. Ważne, by uwzględnić wyniki badania antybiotykowrażliwości przy dobieraniu lub modyfikacji leczenia. Pastereloza w postaci lokalnej w miejscu pogryzienia, antybiotyk stosuje się minimum 10 dni, w zależności od uzyskiwanej poprawy. Czasem konieczne może okazać się chirurgiczne opracowanie rany np. w przypadku większych ropni lub zmian martwicowych.
Nieleczona, źle leczona lub wysoceoporna na antybiotyki pastereloza odgraniczona, może prowadzić do powstania postaci uogólnionej. Wówczas bakteria może docierać do układu nerwowego i narządów wewnętrznych. Wówczas objawy będą zależały od zajętej okolicy. Przy cięższym przebiegu może być konieczna hospitalizacja, a leczenie antybiotykowe powinno trwać od 2 do 6 tygodni. Okres ten powinien być dostosowany indywidualnie do przypadku przez prowadzącego lekarza. W skrajnych przypadkach pastereloza może prowadzić do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, co wiąże się z gorszym rokowaniem i wyższą śmiertelnością (!!!).
Jak zapobiegać zakażeniom i pasterelozie?
Najprostsza odpowiedź to nie dać się pogryźć 🙂 A mówiąc już poważnie – bakterii nie da się całkowicie wyeliminować z kocich zębów. Już powiedzieliśmy sobie, że jest tam normalną florą. Dlatego z pomocą przychodzą dobre nawyki.
Pierwszy to nie bawienie się z kotem rękami, zwłaszcza, jeśli zabawa wygląda jak walka – z drapaniem i podgryzaniem. Są do tego specjalne zabawki, pluszowe kongi, poduszki z kocimiętką i in. Jeśli kot nauczy się podgryzać w zabawie, kiedyś może się zatracić i ugryźć na poważnie. Nie będzie to jego zła wola, złośliwość, czy chęć zrobienia nam krzywdy – po prostu został tego nauczony przez człowieka. W przypadku młodych kociąt, czy kotów odchowywanych w pojedynkę, jest to większy problem. Z braku rodzeństwa, czy innych kotów, nie mają możliwości nauczyć się siły własnego gryzienia. A wtedy łatwiej przekroczyć granicę i ugryźć do krwi.
Drugą ważną sprawą jest umiejętne obchodzenie się z kotem, zrozumienie jego zachowania, sygnałów ostrzegawczych i mechanizmów obronnych. Wbrew stereotypowemu przekonaniu – koty nie są złośliwe i nie mają morderczych instynktów w stosunku do ludzi. Jednak w sytuacji zagrożenia, gdy niemożliwe jest ratowanie się ucieczką, mogą czuć, że nie pozostało im nic innego niż zaatakowanie zagrożenia.
Poza tym, ważnym aspektem zarówno w kwestii zdrowia kota, jak i zmniejszenia ryzyka infekcji przy pogryzieniu, jest dbanie o higienę jamy ustnej pupila. To taki substytut naszego szczotkowania zębów, przy czym zastosowanie szczoteczki u kota nie zawsze jest możliwe. Istnieje kilka rodzajów past enzymatycznych, które wymagają jedynie nałożenia na zęby. Są też spray’e antybakteryjne, dodatki do karmy lub wody zmniejszające płytkę nazębną. Można spokojnie wybierać, co podpasuje konkretnemu Mruczkowi.
A jak już nic z powyższych się nie da, to są jeszcze przysmaki sprzyjające jej ścieraniu. No i w razie konieczności zawsze można umówić zabieg czyszczenia zębów tzw. skaling lub kompleksowe wykonanie porządku w jamie ustnej, czyli sanację (w jej zakres wchodzi skaling i inne zabiegi pielęgnacyjne). Jeśli zaś występują choroby zębów lub inne zmiany w jamie ustnej – należy je zdiagnozować i odpowiednio leczyć. Nieraz może to oznaczać ekstrakcję chorych zębów. Z praktyki wynika, że lepszy brak bolącego zęba, niż posiadanie źródła cierpienia w pysku.
Co jeśli do pogryzienia już doszło?
Przytoczę zasadę, którą pamiętam jeszcze zajęć na Mikrobiologii, jeszcze ze studiów, gdzie mieliśmy do czynienia z materiałem zakaźnym. Ważne jest porządne namydlenie okolicy nierozcieńczonym wodą mydłem antybakteryjnym (w przypadku mydła w płynie, z mydłem w kostce byłoby ciężko bez wody). Następnie należy dokładnie opłukać ranę, nawet przez kilka minut pod strumieniem wody. Należy zastosować środek dezynfekcyjny do stosowania na rany (np. Betadine, Octenisept itp.) Jeśli wystąpiło krwawienie, uciska się jego okolicę. Tyle do zrobienia w domu. Po zaopatrzeniu rany najlepiej udać się do lekarza.